Kikimora, zrzędliwa prządka

Kikimora należała do towarzystwa demonów zajmujących się domostwem. Razem z Bannikiem i Domowikiem, który był uważany za jej męża i dbał o dostatek w obejściu. Ona jednak nie była taka miła jak jej małżonek. Jej zajmowanie było rzemiosłem niechcianym przez ludzi. Psotna i przewrotna starucha, nie szczędziła sił i pomysłowości na nowe przykrości serwowane ludziom i biednemu Domowikowi. Z rozmysłem i zimną kalkulacja, bez emocji, czyniła przykrości wszystkim wokół. Demon miał nijakie oblicze. Skrzekliwy odgłos chichoczącego śmiechu przywodził ludziom złe skojarzenia. Obawiali się najgorszego. I złe zwykle przychodziło. Kikimora była zawzięta i nie odpuściła żadnej zniewagi. Jej sucha, wręcz rachityczna postać przywodziła na myśl skojarzenia chrzęszczącej kupki chrustu. Z zapałem i kunsztem skręcała nic w kolejne motki, które walały się wszędzie wokół miejsca gdzie pracowała długo w nocy.

kikimora

Demon był popularny na Rusi gdzie czasem nazywano go sziszimorą. I imię też miała stamtąd. W staroruskich słowach występował rdzeń określający wycie. Charakterystyczny dźwięk wydawały podczas pracy na kołowrotki. Kołowrotek było atrybutem Kikimory. Była zaprzysięgłą prządką. Prządka biegłą w swym fachu i zazdrosną o sukcesy innych. Potrafiła w złości plątać len i pakuły. Zdawałoby się, że są wyczesane i gotowe do użycia. Jednak kiedy gospodyni zabierała się do pracy, nie dało się wysnuć żadnej nitki z pęku lnianego wiechcia. Len i konopie poplątane suchą łapą Kikimory nie dały się użyć. Wełna przygotowana na ciepłe odzienie rwała się wciąż albo filcowała i wtedy nie nadawała się na nic. Można z niej było zrobić tylko filcową czapkę dla parobka do pasienia owiec lub gęsi. Kikimora cieszyła się z tego niezmiernie. Choć miała męża, nie przepadała za rodem męskim z wielka wzajemnością. Pan domu często spluwał ze złością, kiedy coś szło nie po myśli. Kikimora swym terkoczącym kołowrotkiem budziła dzieci nocą.

kikimora

Kikimorę można było ujrzeć tylko nocą, kiedy przy słabym świetle księżyca wył jej kołowrotek. Widok i odgłosy mroziły krew w żyłach. Lepiej było nie wstawać nocą. Kikimora, nie wiedzieć czemu nie znosiła kur. Jej psoty i harce nocne często źle się kończyły dla drobiu. Upodobanie miała do wilgotnych miejsc w domach. Zacisznych komór lub wilgotnych i zatęchłych piwnic. Czasem, gdy miała taki kaprys potrafiła wypędzić ze strychu śpiącego Domowika. Nie miał chłop spokoju, kiedy starucha zagięła na niego parol. Nie odpuściła mu do końca tropiąc i dokuczając, aż musiał się wynosić z domostwa gdzieś poza opłotki. Ludzie przed urokiem Kikimory używali amuletów. Próbowali się bronić przed staruchą. Jednak ciężko było odstraszyć złośliwego demona. Jej wątłe, zdawać by się mogło ciało miało w sobie tyle wigoru, że starczało jej siły na ciągłe psoty i terkotanie wrzecionem. W postaci Kikimory najbardziej przerażające były jej kurze łapy, które miała zamiast normalnych stóp i twarz nijaka. Ni to ludzka, ni zwierzęcą. Trudno było znaleźć odniesienie i znaleźć podobieństwo do czegokolwiek.